Wszyscy pamiętamy film pt. „Twister”? Każdy widz kibicował w nim łowcom burz i rozkładał ręce do nieba, odczuwając ulgę, że tak potężna, niszczycielska trąba powietrzna nigdy nie nawiedzi Polski. Ale po tym, co zdarzyło się np. pod Wrocławiem w tegoroczne wakacje, nie można już być pewnym, że tak się nigdy nie stanie. Co prawda na niebie pojawił się tylko sam lej kondensacyjny, jednak to już wystarczający powód, aby być czujnym i zdawać sobie sprawę z tego, że anomalie pogodowe i nieprzyjazne zjawiska atmosferyczne nie są już jedynie domeną Ameryki.
Coś dziwnego na mrocznym niebie
Na szczęście w Żórawinie niedaleko Wrocławia ostatecznie nie narodziła się trąba powietrzna podobna do tej z katastroficznego, kinowego widowiska. A więc aż do tak przerażających scen, w czasie których niszczone jest wszystko po drodze (szczególnie drewniane domy) nie doszło, lecz tzw. „komin” w połączeniu z silnymi ulewami budził grozę.
Dzieci grające w piłkę na miejscowym boisku przestraszyły się, próbując znaleźć jakieś schronienie. Pierwszy raz w życiu widziały bowiem tworzący się lej kondensacyjny. Krótko mówiąc, doświadczyły zjawiska, które rzadko nawiedza Polskę. Nad ich głowami narodziła się rotującą chmura o kształcie rury. W języku angielskim jest ona znana jako funnel cloud. Jak powstała? Dzięki kondensacji pary wodnej!

Czym jest lej kondensacyjny?
Wir, któremu poświęcamy ten tekst, nie jest jednak bratem bliźniakiem trąby powietrznej. Dlaczego? Bo nigdy nie dotyka ziemi. „Budzi się” w trakcie burzy albo tuż przed atakiem tornada. Jego specyficzny wygląd od razu kojarzy się ze stożkowatym kształtem zwisającym z dolnego fragmentu chmury burzowej. Nie zawsze ma duże rozmiary, ale często rozpoznaje się go też po barwie: szarej, białej, a czasem przeźroczystej.
Powstawanie leja kondensacyjnego
Skoro już wiemy, co kryje się za pojęciem tej pogodowej anomalii, to należy dokładniej wyjaśnić, jak zachodzi cały proces. Okazuje się, że winna jest tutaj wilgotność, która wchodzi w interakcje z powietrznymi prądami. Wtedy w wyniku wielkiej różnicy ciśnień i temperatur dochodzi do tworzenia się leja i ochładzania się powietrza w jego wnętrzu szybciej niż na zewnątrz.
Takie czynniki powodują, że para wodna ulega kondensacji (stąd właśnie taka, a nie inna nazwa opisywanego tutaj zjawiska). Dosłownie można gołym okiem zaobserwować, jak na pochmurnym niebie, dzięki sprzyjającym warunkom, zaczyna powstawać wir. Dość przerażający i jednocześnie fascynujący, o jakże charakterystycznej formie.
Dla niektórych ludzi (szczególnie w krajach europejskich) spotkanie się z takim wirem jest niemal jak bliskie spotkanie trzeciego stopnia z przedstawicielami obcej cywilizacji. Nie wiedzą, czy uciekać, czy może poczekać, aż lej kondensacyjny zniknie. Na pewno nie ma on przyjaznych zamiarów. Występuje na obszarach, gdzie zmienność pogodowa daje o sobie znać, a więc tam, gdzie ścierają się ze sobą wilgotne (ciepłe) masy powietrza z zimnymi frontami atmosferycznymi.
Lej kondensacyjny to jeszcze nie trąba powietrzna
Obserwując na niebie tego typu wir, ma się wrażenie, że oto za chwilę narodzi się straszna trąba powietrzna. Jednak to nie jest to samo. Są bowiem pewne różnice między tymi zjawiskami pogodowymi. Tak – rodzą się w gęstej chmurze burzowej jako efekt dynamicznego ruchu powietrza wewnątrz tej chmury, ale mimo podobnej stożkowatej struktury – zwężającego się ku ziemi wąskiego stożka, trochę ich różni.
W przypadku trąby powietrznej lepiej ewakuować się jak najszybciej, bo styka się ona bezpośrednio z ziemią. Lej kondensacyjny na szczęście jest zawieszony w powietrzu. Zawsze! A zatem nie może stanowić aż takiego zagrożenia i nie ma aż takiej siły rażenia. Nie jest przecież równie niszczycielskim, wirującym prądem powietrza. Czy to jednak oznacza, że nie trzeba się go obawiać?
Lej kondensacyjny – jak bardzo jest groźny?
Nie stanowi już żadnej tajemnicy fakt, że przedstawiany w tym tekście lej wyraźnie odróżnia się od tornada siejącego spustoszenie w Stanach Zjednoczonych. Nie zagraża zatem w sposób bezpośredni ludziom, zwierzętom i nie zniszczy napotykanych aut, słupów czy większych przedmiotów. Jeżeli tego typu wir nie przeobrazi się w trąbę powietrzną, do niczego strasznego nie dojdzie.
Jedynie kontakt z ziemią może spowodować poważną katastrofę. A więc lej kondensacyjny nie jest powietrznym potworem. Jest tylko samodzielnym zjawiskiem atmosferycznym, widoczną już ze sporej odległości formację chmurową, unoszącą się nad powierzchnią. Oczywiście warto być czujnym, bo komin kondensacyjny może rozrosnąć się do większych rozmiarów i zamienić we wspominaną trąbę powietrzną. Wówczas nie pozostaje nic innego, jak położyć się płasko na ziemi albo najlepiej odszukać bardzo bezpieczne miejsce – schron, murowaną piwnicę, jaskinię itp.

Podsumowanie, czyli co robić, widząc lej kondensacyjny?
Kiedy zbliża się tornado, wszyscy ludzie otrzymają odpowiedni alert na telefonie. W przypadku lejów kondensacyjnych powinno być podobnie, gdyż są one zapowiedzią najgorszego. Nie za każdym razem, ale jak to mówią – lepiej dmuchać na zimne i być zawsze przygotowanym na wszelkie niebezpieczne sytuacje. Nikt przecież nie chce, aby ponownie wypowiedziano na głos przysłowie: „Polak mądry po szkodzie”.
Zapamiętajmy zatem, że lej kondensacyjny staje się potencjalnie groźny, gdy przeistoczy się w wielkie, pełnoprawne tornado. Nie dzieje się tak ciągle, ale nie warto ryzykować, lekceważąc owo zjawisko. Taki lej zapala zatem pomarańczową lampkę w głowach. Kto kocha ryzyko i jest odważny, ten będzie patrzył, jak tworzy się ów wir, a nawet robił mu zdjęcia czy uwieczniał na kamerze. Ale nie wszyscy są łowcami burz i meteorologami. Tacy specjaliści zalecają, aby jednak znaleźć jakiekolwiek schronienie. To oni są od badania, opisywania i lepszego zrozumienia „szaleństw” atmosferycznych. Nie ignorujmy ich ostrzeżeń!
Leje kondensacyjne to jedne z wielu fenomenów, spektakli rozgrywających się na niebie. Konieczna jest zatem czynność polegająca na częstym monitorowaniu sygnałów pogodowych i sprawdzaniu wszelkich informacji meteorologicznych.